LA BELLE DAME SANS MERCI
Dla Kayly Silverstorm, która uratowała mnie od szaleństwa.
Nigdy nie jest tak, że wojna kończy się w
momencie ostatniej bitwy. Nie, wojna to coś o wiele bardziej złożonego.
Jeszcze długo po jej zakończeniu, całe tygodnie, a czasem i miesiące trzeba, by
posprzątać bałagan, jaki za sobą zostawia. Zrujnowane budowle, zdemolowane
ulice, mnóstwo pojmanych, których trzeba było uwolnić teraz, gdy pozornie
panuje już pokój. Nieustanne dochodzenia, przesłuchania, całe armie jeńców,
setki martwych, ofiar, których nie sposób wyrzucić z pamięci, tysiące
rannych... No i najgorsze z możliwych – buntownicy. Zawsze znajdzie się ktoś
na tyle potężny (lub po prostu głupi, a była to zdecydowania częściej
występująca opcja), by łudzić się, że jest w stanie pomścić swego dawnego pana
lub po prostu walczyć o swoje domniemane prawa. Na dłuższą metę rebelianci nie
byli niebezpieczni, jednak wyłapanie ich wszystkich było z pewnością zajęciem
nużącym i długoterminowym. Od czasu do czasu zdarzało się jednak, że aurorzy,
zbyt przyzwyczajeni do monotonii tej procedury, pomijali kilka pozornie
nic nie znaczących szczegółów. Drobiazgów, które mogły zaważyć na
bezpieczeństwie świata czarodziejów.
0o0o0o0
Dwie postacie aportowały się z cichym
pyknięciem na środku ogromnego salonu. Obie ubrane w długie czarne szaty i
maski. Obie wyprostowane i zdystansowane. Emanował od nich chłód, na jaki
przeciętny śmiertelnik nie jest w stanie nawet spojrzeć. Najczęstszą reakcją
„poddanych” na pojawienie się tej dwójki było
natychmiastowe opadnięcie na kolana i ciche błaganie w myślach,
by dziś mieli dobry humor, by dziś oszczędzono im bólu. W pokoju panowała
ciemność, a przynajmniej było tak, dopóki jedna z postaci, kobieta – co można
było wywnioskować po głośnym stukocie szpilek uderzających rytmicznie o
marmurową podłogę – nie wykonała delikatnego, niemalże nie do zauważenia ruchu
różdżką, by rozpalić ogień w kominku oraz zapalić świece porozstawiane w całym
pomieszczeniu. Dźwięk wywołany jej krokami zdawał się być hałasem nie do
zniesienia, zaburzył idealną ciszę, która panowała w zamku. Jakby instynktownie
wyczuwając zamiary kobiety, w tym samym momencie poruszyła się druga postać,
zrzucając z głowy czarny kaptur i odsłaniając od niechcenia rozczochrane, jakby
dopiero co wstał z łóżka, jasne włosy. Mężczyzna również machnął różdżką,
pozbywając się złotej maski zarówno ze swojej jak i swej towarzyszki twarzy.
Kobieta spojrzała na niego z wdzięcznością, opuszczając na chwilę lodową
barierę. Przez moment można było dostrzec w jej brązowych oczach błysk,
przez moment rysy jej twarzy nie były tak surowe, a kąciki ust minimalnie
uniosły się w górę. Ale tylko przez moment. Po chwili na jej twarz powróciła
maska profesjonalizmu i opanowania, sprawiając wrażenie jakby nawet na sekundę
nie opuściła jej ciała.
– Draco – zamruczała cichym, pozornie
znużonym głosem – możesz mi, do jasnej cholery, wytłumaczyć, co to miało
znaczyć? – Mężczyzna wzruszył ramionami i uśmiechnął się.
– Potrzebuję rozrywki, Hermiono, nie mów,
że ty nie. – Jego ironiczny wyraz twarzy i kpiący ton, mający na celu
zirytowanie partnerki, najwyraźniej nie spełnił oczekiwanej roli, bo kobieta
nadal stała niewzruszona, przeszywając go tylko mrocznymi spojrzeniami.
– Kretyn. – Odwróciła się na pięcie i
podeszła do eleganckiego stolika, wyjmując po drodze z czarnej torebki list.
Przykucnęła przy niskim meblu, a następnie przejechała palcem po jego
płaszczyźnie, kreśląc zawiły wzór. Uniosła się, a w tym samym czasie jej oczom
ukazała się niewielka skrytka. Brunetka umieściła w niej list i przywróciwszy
stół do jego normalnego wyglądu, powróciła do swego towarzysza. – Nie ciesz się
tak bardzo, jeszcze musimy iść na to kretyńskie zebranie. – Blondyn przewrócił
oczami, ale powoli skinął głową, również przywołując maskę samokontroli na
twarz. Wyprostował się, a jego rysy stężały. Wyciągnął ramię w
stronę Hermiony, a ta pochwyciła je swoją dłonią i aportowali się z cichym
pyknięciem, zostawiając po sobie martwą ciszę.
0o0o0o0
Ich pojawienie się wywołało poruszenie.
Zawsze tak było. Wydawało się, że to bezwarunkowy odruch każdego organizmu.
Zawsze tak samo, jakby ktoś odliczał kolejne punkty na liście ze sprawami do
załatwienia. Jeden, dwa, trzy. Najpierw gwałtowne drgnięcie
całego ciała, potem zatrzymanie oddechu, a na końcu zawsze pojawiała
się leniwie płynąca od tej pary nuta strachu. Paraliżowała każdego
niczym kusząca, słodko-gorzka trucizna, niezależnie od tego, czy było się
wrogiem czy przyjacielem. Oni już po prostu tacy byli. Wzbudzali
szacunek, podziw, ale przede wszystkim strach. Nikt nie wiedział, czego się po
nich sprzeciwiać. Byli nieprzewidywalni, wszystko zdawało się zależeć od ich
nastroju. Hermionę to bawiło, chociaż wiedziała, że było to
niepoprawne, Dracona, natomiast, wprawiało w doskonały nastrój, bo mimo
wszystko był Malfoyem. Oboje jednak
nigdy nie pokazali prawdziwych reakcji na to zabawne powitanie,
jak zawsze ukrywając swoje prawdziwe uczucia pod grubą warstwą chłodu. Nie mogli
sobie pozwolić na chwilę odpoczynku, jeszcze nie teraz. Tak było i dziś –
Hermiona jako pierwsza wkroczyła do pomieszczenia, a Draco podążył tuż za nią,
emanując tak dobrze wszystkim znaną pewnością siebie, która zdawała się kpić z
każdego, kto znajdował się w tej sali. Brunetka kiwnęła kilku osobom głową na
powitanie, ale wydawała się robić to od niechcenia, traktując tą czynność jak
ponury obowiązek, natomiast blondyn ignorował wszystkich bez wyjątku, chcąc
pokazać, że w tym momencie chciałby znajdować się w każdym, ale innym niż to
miejscu. Gdy oboje doszli do końca ogromnego stołu, gwałtownie się zatrzymali. Kobieta wyciągnęła rękę w kierunku swego przyjaciela i
delikatnie musnęła jego dłoń. Harry pochylił się ku niej i złożył na
policzku szybki pocałunek, przy okazji mrucząc jej cicho do ucha.
– Efektowne wejście. – Hermiona przewróciła oczami, jednocześnie uśmiechając się pod nosem, upewniając
się przy tym, że nikt poza nimi tego nie widzi. Tak, Potter był jedyną
osobą, na której nie robiły wrażenia ich gierki. – Przyznaj w końcu, że
masz z tego niezłą zabawę. – A potem, jak gdyby nic między nimi nie zaszło,
odwrócił się do zebranych i głośno dodał. – Skoro Hermiona i Dracon w końcu do
nas dołączyli, myślę, że możemy zaczynać. – Znajdowali się w głównej siedzibie
Zakonu Feniksa. Mimo tego, że Voldemort zginął już ponad trzy lata temu, to w
świecie czarodziejów nadal panował bałagan. Co prawda do Azkabanu co i rusz
trafiali nowi Śmierciożercy czekający na swój niewątpliwie ostatni proces w
życiu, bo dzięki powołaniu nowego Ministra, którym został Kingsley
Shacklebolt, zaostrzono ochronę tego więzienia, jednocześnie zwalniając
stamtąd wszystkich dementorów. Po śmierci Dumbledore'a przewodnictwo nad
Zakonem objął Potter, który po ukończeniu szkolenia aurorów stał się doskonałym kandydatem do tego stanowiska, jednak do tej pory zdarzało
się, że zwracał się o rady do swego zastępcy, profesor McGonagall – dyrektor Hogwartu. Luna Lovegood, czego nikt się po niej nie
spodziewał, porzuciła Żonglera i została redaktor naczelną Proroka Codziennego, co zaowocowało końcem publikacji wiadomości wyssanych z palca. Ron zgłosił się na
eliminacje do drużyny Zjednoczonych z Puddlemere i został przyjęty na pozycję
obrońcy. George po śmierci brata związał się z Katie Bell i z jeszcze większym
zapałem wymyślał nowe wynalazki, co pomogło otrząsnąć mu się ze stratą Freda.
Ginny poszła w ślady najmłodszego z braci i po szybkim awansie została kapitanem Harpi z
Holyhead. Neville, zgodnie z przewidywaniami, po rocznym stażu u profesor
Sprout zastąpił ją na stanowisku nauczyciela zielarstwa. Nikt natomiast nie
wiedział, co stało się z Hermioną, która rozpłynęła się w powietrzu wraz z
końcem bitwy, zostawiając jedynie krótki liścik – „wrócę”. Odezwała się do nich jedynie raz, przysyłając prezent ślubny Harry'emu
i Ginny, przepraszając jednocześnie, że nie może być z nimi. W tym samym
czasie co dziewczyna, zaginął jeszcze jeden czarodziej – Draco Malfoy, który w
połowie wojny nieoficjalnie przeszedł na stronę Zakonu, stając się kolejnym
szpiegiem w obozie Śmierciożerców, co znacząco przyczyniło się do ich klęski.
Ślizgon odmówił jednak ujawnienia po wojnie swojej roli w końcowej bitwie.
Zakon już od wielu miesięcy borykał się z
problemem nieschwytanych popleczników Czarnego Pana. Coraz bardziej nasilały
się też anonimowe ataki na czarodziejów z rodziny mugoli i cudem były one
tuszowane przez Ministerstwo, które nie chciało siać paniki. Pojawiły się
jednak pogłoski o małej armii Śmierciożerców, która zyskiwała coraz więcej
członków i to właśnie ona spędzała Zakonowi sen z powiek. Dokładnie
ten moment Hermiona wybrała na swój powrót. Pojawiła się nagle, nieoczekiwanie,
podczas jednego z zebrań tzw. Wewnętrznego Kręgu, łamiąc zabezpieczenia tak,
jakby były rzucone przez trzecioklasistę, a nie wykwalifikowanych czarodziejów.
Jeszcze większym zaskoczeniem było to, że nie wróciła sama, tylko w
towarzystwie Dracona. Żadne z nich nie chciało się przyznać, gdzie i z jakiego
powodu zniknęli, czemu się nie odzywali, a tym bardziej: dlaczego wrócili razem.
Jedyną odpowiedzią na pytanie, co się z nimi działo, było mruknięcie Hermiony
„Wolisz nie wiedzieć, Harry.”. Potter, widząc jej minę podczas wypowiedzenia
tego zdania, nie drążył więcej tematu. Nie był zresztą jedyną osobą, która
zakończyła próby dowiedzenia się czegokolwiek.
Hermiona się zmieniła i nie była to zmiana
jakiej ktokolwiek się spodziewał. Pozornie wszystko wyglądało jak wcześniej –
te same brązowe włosy, sięgające odrobinę poniżej ramion, te same
ciemne oczy, ten sam uroczy uśmiech. Podobieństwa kończyły się jednak, gdy
ktoś przyjrzał się jej bardziej. Z jej oczu zniknął wesoły błysk,
zastąpiony lodowatym spojrzeniem, a jej uśmiech nie przywodził już na myśl
spokojnej dziewczyny, którą kiedyś była. W tych nielicznych chwilach, kiedy się
pojawiał, przeobrażał kobietę w groźną postać.
Jej twarz stała się maską, grymasem, który kontrolowała w stu procentach.
Pozbyła się swojej niewinności. Nie było już rzeczy, która była w stanie
wyprowadzić ją z równowagi. Chociaż wydawało się to niemożliwe, podczas rozłąki
z przyjaciółmi Hermiona zdawała się zmądrzeć jeszcze bardziej. Każde zdanie, które padło z
jej ust, było doskonale wyważone, każda czyjaś wątpliwość w jednej sekundzie
rozwiązana, bez najmniejszego zastanowienia. Nawet postawa jej ciała sugerowała,
że coś się zmieniło. Wyprostowana sylwetka i pewny siebie krok, niezwykła
szybkość z jaką się poruszała, a także magia, nad którą panowała bez użycia
różdżki, dawała wrażenie, jakby patrzyło się na wojowniczkę, a nie spokojną
Gryfonkę. Nie, ona po prostu stała się wojowniczką.
O ile samo pojawienie się Malfoya i
Hermiony nie wzbudziło innej reakcji niż radość i ulga (wszystkich członków
Zakonu zaskoczyła jednak ich zażyłość oraz swoboda, z jaką brunetka dogadywała
się ze Ślizgonem. To, że zawsze pojawiali się i znikali razem, dodawało im
jeszcze więcej tajemniczości. Krążyły nawet ciche zakłady o coraz wyższe
stawki, o to, co ich łączy), to nowiny, które mieli im do przekazania,
zaskoczyły każdego. Po kilku minutach od ich powrotu, para wymieniła krótkie
spojrzenie, po którym kobieta wstała i lekkim, ale beznamiętnym tonem
oznajmiła, że razem z Draco zidentyfikowali grupę odpowiedzialną za ataki, mało
tego – mężczyzna zdołał przeniknąć do jej wnętrza – na sam szczyt hierarchii. Ta
wiadomość sprawiła, że przez kilka minut w pomieszczeniu panowała cisza, którą
przerwał dopiero Harry.
– Jak? – zapytał cicho. Malfoy, słysząc to
pytanie, odmruknął tylko coś o wrodzonym kretynizmie Gryfonów, po czym syknął
cicho, pocierając ramię, a potem zmiażdżył wzrokiem złośliwy uśmiech Hermiony,
która z kolei odpowiedziała Potterowi, że to całkowity przypadek, jak wpadła na
trop tej grupy (wszystko dzięki kobiecemu zamiłowaniu do plotek), resztą zajął
się Draco (sam rozumiesz, ile w tych czasach znaczy nazwisko), a ona tylko czasami towarzyszyła mu na zebraniach (przecież doskonale wiesz, że każdy mężczyzna ma
słabość do kobiet). Harry nie tylko jej nie uwierzył, ale też zabrał się do
jeszcze intensywniejszych prób wyciągnięcia od niej wiadomości na temat tego, gdzie się ukrywała,
podczas ich częstych wieczornych spotkań.
Każde kolejne zebranie Zakonu odkrywało
nowe szczegóły dotyczące byłych Śmierciożerców oraz sytuacji w kraju, które
umknęły Ministerstwu. Dziś schemat miał być jednak inny niż wcześniej. Po
krótkiej wymianie informacji, Harry przekazał głos Hermionie, która od swojego
powrotu nieformalnie zarządzała całą organizacją. Profesjonalizm i jej pewność
siebie nie dawały nikomu szans protestu, a dopóki nikt nie kwestionował jej
poleceń, wszystko zdawało się doskonale układać
– Mamy doskonałą i pewnie jedyną okazję do
złapania wszystkich byłych Śmierciożerców. Za dwa tygodnie planują napad na pociąg
zmierzający do Hogwartu. – Profesor McGonagall wypuściła ze świstem powietrze. Brunetka położyła swoją dłoń na jej barku, by dodać
jej otuchy i kontynuowała. – Ponieważ nie są liczną grupą, z czego zdają sobie
sprawę, zawiązali sojusz z wampirami. – Po tym zdaniu kilka osób gwałtownie
podskoczyło ze strachem widocznym w oczach. Na twarzy Hermiony mignął cień
zirytowania. Draco czym prędzej podniósł się z krzesła i kontynuował zimnym
tonem, który wyraźnie otrzeźwił zebranych.
– Kingsley, Harry, będzie nam potrzebna
pomoc aurorów. Minerwo, Neville, skontaktujecie się z niektórymi uczniami ze
starszych roczników i zaproponujecie im wstąpienie do Zakonu lub poprosicie o
pomoc w obronie najmłodszych. George, wierzę, że dopracowałeś już serię Tarczy. Arturze, będziemy potrzebować kilku mugolskich urządzeń. Podzielimy się na trzy grupy...
0o0o0o0
– Mój podziw do ciebie wzrasta z każdą
minutą obecności na tych zebraniach. Nie wierzę, że wytrzymałaś z nimi siedem
lat bez trwałego urazu mózgu. – Hermiona roześmiała się lekko.
– Jesteś co najmniej uroczy, kochanie.
– Machnęła różdżką, pozbywając się szat. Draco uśmiechnął się pod nosem, gdy została jedynie w bieliźnie.
– Pomóc ci? – spytał niewinnym tonem.
Brunetka przewróciła oczami i podeszła do ogromnej szafy, by założyć spodnie i
cienką bluzkę, a potem gestem dłoni przywołała do siebie ogromny fotel i opadła
na niego bezwładnie. Przymknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Z jej twarzy zniknął
chłód, a mięśnie powoli zaczęły się rozluźniać. Uśmiechnęła się leniwie, czując
na sobie wzrok Dracona.
– Zastanawiałam się, czy nie powiedzieć
Harry’emu – mruknęła cicho.
– Hermiono...
– Nie, Draco. Widziałeś jak on na nas
patrzy? Martwi się. Znikamy na trzy lata, a potem pojawiamy się razem i
to z takimi wiadomościami.
– Donnez-lui le temps, ma belle*. Dopóki
ci ufa, nie możesz mu powiedzieć. Sama chciałaś go chronić. – Spojrzał na jej twarz, która w jednym momencie postarzała się o kilka lat.
Kobieta skuliła się na fotelu.
– Masz rację. Jeśli ma mi ufać, nie może
nic wiedzieć. – Zacisnęła zęby. Blondyn przeszedł powoli przez pokój, gasząc
świece i zasłaniając okna. W świetle ognia pochodzącego z kominka skóra
Hermiony wydawała się bledsza niż zwykle. Mężczyzna stanął za nią i delikatnie odgarnął
jej włosy na prawe ramię.
– Jeszcze kilka dni i znikniemy.
– Odwróciła się gwałtownie i spojrzała na niego wielkimi oczami, szepcząc cicho.
– Zrobię to, co musi być
zrobione.** – Blondyn pokiwał głową i pocałował ją
delikatnie w czubek głowy. Kobieta ponownie odwróciła się w stronę ognia. –
Wiesz, chcę już do domu. Stęskniłam się za Chloé. – Zamilkła na chwilę, a
potem mruknęła z przekąsem. – Mam nadzieję, że twoja mama nie
rozpuściła jej za bardzo. – Draco uśmiechnął się pod nosem. Czyli nie było z
nią aż tak źle, skoro potrafiła zmusić się do złośliwego tonu. Blondyn położył
obie dłonie na karku kobiety i zaczął sunąć palcami po jej plecach, widząc, jak brunetka się rozluźnia. Po kilku minutach przycisnął usta do szyi Hermiony
i zaczął delikatnie całować jej gładką skórę, niemal czując przyjemne dreszcze,
które przeszywały jego żonę. Po chwili kobieta wstała i z uśmiechem obeszła
fotel dookoła, a potem stanęła przed blondynem. Dotknęła dłońmi jego torsu,
pozwalając by zsunął z niej bluzkę. Odchyliła szyję na bok i poddała się jego
subtelnemu dotykowi. To była jedna z niewielu chwil, w których byli tak
naprawdę sobą, i nie zamierzała poświęcać jej na myślenie o problemach.
Za kilka zakończą tę całą maskaradę i nareszcie będą wolni. I była to jej
ostatnia świadoma myśl tej nocy, kiedy otulona przez ramiona Draco, opadała na
miękki dywan.
0o0o0o0
Hermiona miała rację, pomyślał Harry, patrząc na związanych Śmierciożerców, którzy czekali, aż aurorzy odtransportują
ich do Azkabanu. W sumie nic dziwnego, ona zawsze miała rację.
Jej plan, nie, ich plan, poprawił się w myślach Potter, był
perfekcyjny. Odpowiednia liczba osób, odpowiednio przeprowadzony atak... Musiał przyznać, że zatkało go na kilka sekund, gdy
zobaczył, z jaką skutecznością Hermiona i Malfoy walczyli. Poruszali się z
lekkością i w tempie, które zaskoczyło nawet jego, a w końcu był aurorem.
Zdawali się czytać w swoich myślach, przewidując, gdzie każde z nich zamierza
zrobić krok, czy rzucić zaklęcie. Działali w absolutnym skupieniu, uzupełniając
się wzajemnie. Miotali zaklęciami dokładnie tam, gdzie było to potrzebne,
zabijając lub unieruchamiając wrogów, w zależności od tego, czy uznali ich za
przydatnych podczas przesłuchań. Mało tego – wielu członków Zakonu
zawdzięczało im życie, dzięki w odpowiednim czasie rzuconym Protego.
Zgodnie z obietnicą, Harry nie naciskał na Hermiony, by powiedziała mu, skąd
czerpali informacje, jednak odpowiedź „Och, ćwiczę zaklęcia od czasu do czasu,
to wszystko.” na pytanie, gdzie nauczyła się tak walczyć, w zupełności go nie
zadowoliła. Chłopak westchnął i ponownie rozejrzał się po okolicy. Poza kilkoma
rannymi, którymi zajmował się Neville i Luna, nie mieli żadnych strat. Profesor
McGonagall i kilku nauczycieli z Hogwartu właśnie wsiadali do pociągu, by
towarzyszyć uczniom w drodze do szkoły. Kingsley, będąc Ministrem Magii, nie
mógł uczestniczyć w walce, ale przybył na miejsce, by upewnić się, że wszystko
jest pod kontrolą, a Ginny oraz Ron ze swoją żoną – Lily – rozmawiali o czymś
cicho z aurorami. Harry wzruszył ramionami – chyba nie był już im
zbyt potrzebny. W oddali mignęły mu jednak blond włosy, których nie dało się
pomylić z żadnymi innymi. Skoro Malfoy tam jest, to musi być też Hermiona.
Miał rację – pomyślał, gdy zobaczył
ciemnowłosą postać podającą blondynowi rękę. Potter ruszył szybkim krokiem w
tamtą stronę. Gdy był kilka metrów od tej dwójki, jego przyjaciółka odwróciła
się, jakby wyczuła, że się zbliża. Uśmiechnęła się smutno.
– Harry – zaczęła, ale chłopak był szybszy.
– Znów odchodzicie, prawda? – W odpowiedzi
brunetka rzuciła mu się na szyję i wyszeptała do ucha ciche „przepraszam”.
Potter pokiwał powoli głową i westchnął. – Spodziewałem się tego. Rozumiem, że
zbyt ciężko ci tu teraz żyć. Nadal nie odnalazłaś rodziców?
– Potter – warknął Malfoy. – Niektóre
tematy nie powinny cię interesować. – Hermiona posłała w stronę męża mordercze
spojrzenie.
– Nie, Harry. Ale to tylko pokazuje, jak
dobrze ich ukryłam. Przynajmniej są szczęśliwi.
– A ty? Jesteś szczęśliwa? – Blondyn
westchnął teatralnie słysząc kretyńską, jego zdaniem, wypowiedź Gryfona, ale
tym razem został zignorowany. Hermiona spojrzała na pierścionek znajdujący się
na jej palcu i uśmiechnęła się.
– Tak, jestem, nawet bardzo. Musisz kiedyś
nas odwiedzić, Francja to piękny kraj. – Potter niemal usiadł z wrażenia.
Francja? To tam zniknęła na tak długi czas? Ciekawe, co jeszcze ukrywała.
– Coś jeszcze powinienem wiedzieć? –
Zmrużył oczy w oczekiwaniu, a Gryfonka wyraźnie się zmieszała i odpowiedziała
cicho, nie patrząc mu w oczy.
– Mam dwuletnią córeczkę, Chloé. –
Harry oniemiał. W tym samym momencie kobieta odważyła się na niego spojrzeć.
– Cóż – odmruknął po chwili milczenia –
ładne imię. Przynajmniej nie nazywa się jak jakaś konstelacja. – Posłał
ironiczne spojrzenie w stronę Malfoya, który zmrużył oczy i wyraźnie szykował
się do równie złośliwej odpowiedzi, gdy Hermiona wybuchnęła głośnym śmiechem.
Dobrze było to znowu słyszeć. Kobieta westchnęła i pochyliła się ku Harry'emu.
– Będę tęsknić. – Złożyła na jego
policzku szybki pocałunek, a on przycisnął ją na chwilę do siebie, wdychając kwiatowy
zapach, który zawsze jej towarzyszył.
– Malfoy.
– Potter. – Mężczyźni zmierzyli się
spojrzeniami po raz ostatni, a potem Hermiona chwyciła rękę blondyna i
zniknęli, nie zauważeni przez nikogo poza Harrym.
0o0o0o0
– Mama, tata! – Mała blondynka rzuciła się
na Hermionę i Draco, którzy aportowali się na środku swojego salonu. Brunetka
kucnęła i przycisnęła córeczkę do piersi, po czym wzięła ją na ręce, by
dziewczynka mogła przywitać się również z tatą, który pocałował ją w sam środek
czoła. Stali tak przez chwilę, a Chloé opowiadała im o tym, co robiła
podczas ich nieobecności. Po kilku sekundach do pomieszczenia wpadła
zaniepokojona hałasem Narcyza, chociaż wpadła, to nieadekwatne
określenie – ona wpłynęła, jak na arystokratkę przystało. Uśmiechnęła
się na ich widok i podeszła do całej trójki.
– Dobrze was widzieć z powrotem. –
Uścisnęła rękę swojego syna, a potem schyliła się, by przywitać się z Hermioną.
– Zostawię was samych, stęskniłam się za swoim domem. Macie
pozdrowienia od Lucjusza – twierdzi, że możecie się nie spieszyć z powrotem,
bo on doskonale zajmie się małą. – Kobieta dodała szeptem. – Tak między nami –
jest w niej całkowicie zakochany. – Małżeństwo roześmiało się. Narcyza ruszyła w
stronę kominka, chwytając po drodze odrobinę proszku. – Zapomniałabym,
przyjdźcie jutro na obiad. – Nie czekając na ich reakcję, nie żeby mieli
jakiekolwiek prawo wyboru, zniknęła w zielonych płomieniach. Chloé
zmarszczyła czółko, spojrzała na rodziców i spytała.
– Nie zostawicie mnie już więcej, prawda? –
Hermiona ścisnęła dłoń Draco, który wziął córkę na ręce.
– Nie, kochanie. – Dziewczynka
rozpromieniła się, zeskoczyła na ziemię i dodała złośliwym tonem, który
najwidoczniej Malfoyowie mieli w genach, jednak jej dodawał on
jedynie uroku.
*Tłumaczenie: Daj mu czas, moja piękna.
**cytat z ff 'Kiedy Lwica walczy' autorstwa
0o0o0o0
Dawno mnie
tu nie było, trochę wyszłam z wprawy, ale efekt chyba nie jest taki zły.
Dziękuję OwlShadow za genialny szablon –
jesteś najlepsza!
Dziękuję też
za wszystkie nominacje, ale na tym blogu chcę zamieszczać tylko własne teksty.
EDIT:
zastanawiałam się nad dokończeniem historii o Hermionie Riddle, chociaż z inną
koncepcją niż na początku – co o tym sądzicie?
kontakt ze
mną:
mail:
merm.florence@gmail.com
Rozdział prze wspaniały. Kocham, kocham kocham! Zapraszam na mojego bloga, dopiero zaczynam, dzis dodałam prolog ;) http://dramione-higway-to-heaven.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńKochana, nie ma za co... Widzisz, mówiłam, że opublikujesz go dzisiaj. Mój sąsiad z góry maczał w tym palce, wystarczyło go tylko poprosić. Jestem strasznie z ciebie dumna. Coraz bardziej się rozwijasz, twoje teksty są coraz dojrzalsze. Ogromnie podoba mi się ta miniaturka. Cały czas tworzysz coś nowego, w świecie, w którym wydaje się, że wszystko już było. Naprawdę, obserwowanie ciebie i twojej twórczości daje mi ogromną radość. Dobra, dobra, żebym tu nie przeholowała. Genialnie dobrałaś muzykę, dosłownie zgwałciłam przycisk replay. Liczę, że twoja nowa miniaturka pojawi się niedługo.
OdpowiedzUsuńOwlShadow
PS Jeszcze raz dziękuję i nie ma za co, to była dla mnie czysta przyjemność! :3
http://demonychaosu.blogspot.com/
Wow, naprawdę dobre!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
HH
Cudowna ♥ Czekam na kolejną notkę i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńMiniaturka świetna.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc zazdroszczę ci, twoje tekst naprawde są hmmm... jak by to określić.
Dojrzałe, może też poważne ale nie że sztywne.
Płynnie je się czyta mimo swojej długości.
Według mnie jest świetna
Pozdrawiam
http://love-without-definition.blogspot.de/
Poprawka
Usuń*Według mnie ta miniaturka jest świetna
Piękna miniaturka, bardzo wyjątkowa . świetny styl i całość ogólnie powala. I tak sądzę że powinnaś dokończyć opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńTakiej akcji się nie spodziewałam :o
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobała ta miniaturka :) Była ciekawa, oryginalna i dobrze napisana.
Bardzo bym chciała, abyś dokończyła opowiadanie ;)
Pozdrawiam ciepło i masę weny,
SWK x
Świetnie namalowane, ekspresyjny obraz, ciekawa akcja...no może paroma szczegółami ;)
OdpowiedzUsuńTwój blog uratował mnie dziś przed zaśnieciem...
OdpowiedzUsuńJesteś genialna! Przeczytałam wszystko, i teraz siedzę i słucham tej muzyczki którą zalinkowałaś na początku :3 Przekonałaś mnie do Amelii :D
Mam nadzieję, że wena do głównego opowiadania wróci niedługo, bo jest świetnie napisane :) Ale z własnego doświadczenia wiem, że Hermiona Riddle to nie najłatwiejszy temat... :/
Pozdrawiam i życzę weny!
Koalka Koalkowa
Wiesz pierwszy rozdział o Hermionie Riddle nie powalił mnie ale postanowiłam czytać dalej i ani trochę tego nie żałuje! Jakby decyzja miała zależeć ode mnie powiedziała bym żebyś kontynuowała bo historia na prawdę mnie w ciągnęła :D Nie zapomnij tylko o miniaturkach po te twoje są genialne :) ( najlepsza o "Zimnej Księżniczce" ! <3 )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
~Amiria ( lub Adminka Revelio z fb jak znasz :) )
Efekt końcowy jest wręcz fenomenalny! :)
OdpowiedzUsuńMożliwe, iż miałaś taki zamiar, ale na początku myślałam, że Hermiona przeszła na złą stronę i dołączyła do grona Śmierciożerców. Gdy wspomniałaś o Harrym zaczęłam się zastanawiać, czy nie stworzyłaś zwyczajnie jakiegoś surrealistycznego świata, a w opowiadaniu zawarłaś jedynie nazwiska głównych bohaterów z HP bez jakichś zbędnych detali (typu: Hermiona i Harry są dobrzy :P).
Mile mnie zaskoczyłaś budując tu obraz chłodnej, opanowanej ale jednak dobrej Hermiony Malfoy. Intryguje mnie jej przeszłość - w jakiś sposób musiała zdobyć tak ogromne umiejętności oraz respekt Śmierciożerców. Mimo, iż wiem, że mogłoby mi się to nie spodobać (ze względu na moją sympatię do niej i przyzwyczajenie do jednak miłej i grzecznej Hermiony), to jednak ciekawa jestem historii Hermiony Malfoy z "La Belle Dame sans Merci". Wspaniałe! <3
Pozdrawiam! :)